czwartek, 30 sierpnia 2012

Więzień Labiryntu- James Dashner


Znajdź wyjście, albo giń.


Oto kolejna dystopia porównywana do bestsellerowych Igrzysk Śmierci, która zyskała zacne grono czytelników w ostatnim czasie. Chociaż osobiście nigdy nie należałam do wielkich fanów tego gatunku literackiego, tym razem dałam się namówić na tę kuszącą lekturę. Były tego dwa powody- motyw labiryntu, który mnie niezmiernie zaciekawił oraz samo porównanie tej lektury do serii GONE Michaela Granta. Dla mnie wydawało się to wspaniałym połączeniem.

Kiedy Thomas budzi się w ciemnej windzie, jedyną rzeczą jaką pamięta jest jego imię. Kiedy drzwi się otwierają jego oczom ukazuje się grupa nastoletnich chłopców, która wita go w Strefie - otwartej przestrzeni otoczonej wielkimi murami, która znajduje się w samym centrum wielkiego i przerażającego Labiryntu.
Podobnie jak Thomas, żaden z mieszkańców Strefy nie wie z jakiego powodu się tu znalazł i kto ich tu zesłał. Czują jednak, że ich obecność nie jest przypadkowa i każdego ranka próbują znaleźć odpowiedź, przemierzając korytarze otaczającego ich Labiryntu. Jednak ta droga nie jest łatwa, bowiem Labirynt skrywa swoje okrutne tajemnice.
Kiedy następnego dnia po Thomasie windą do Strefy po raz pierwszy zostaje dostarczona dziewczyna przynosząc tajemniczą wiadomość, wszyscy Streferzy zdają sobie sprawę, że od tej pory nic nie będzie już takie jak było. Thomas podświadomie czuje, że to właśnie on i dziewczyna są kluczem do rozwiązania zagadki Labiryntu i znalezienia wyjścia. Ale z każdą chwilą czasu na to jest coraz mniej, a pytań wciąż więcej.

Dlaczego w ogóle znaleźli się w Strefie?

Jaka jest ich rola?
Kim są Stwórcy, którzy sprawują nad nimi kontrolę?
Czym jest Labirynt i czy można znaleźć z niego wyjście?
Jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić i czy są na to gotowi?”

Labirynt. Rzecz od wieków intrygująca ludzi. Motyw bezradności i nadziei na odnalezienie wyjścia. Z każdej, nawet najgorszej sytuacji, jest jakieś wyjście, prawda? W labiryncie jednak zaczynamy w to wątpić. Co jeśli nie owego wyjścia nie ma? Jest tylko ściana za ścianą, a potem kolejna. Po dwóch latach bezustannych poszukiwać, szkicowaniu map i przyglądaniu się zmianom następującym w labiryncie, każdy z nas byłby zawiedziony. Kiedy jednak osiągamy najwyższy stopień desperacji, jesteśmy w stanie zrobić wszystko- nawet wyjść do labiryntu nocą, co jest jednym z najważniejszych zakazów Strefy.

James Dashner stworzył dla nas nowy, niezmiernie przytłaczający świat, który dopracował w każdym najmniejszym szczególe. Pojawiają się rozmaite pytania: „skąd jesteśmy”, „kim jesteśmy”, „dlaczego nas tu zesłano”. Każdy z chłopców w tajemniczy sposób stracił pamięć. Każdy z nich również walczy o przetrwanie w Strefie, a grupa Zwiadowców codziennie przemierza Labirynt w poszukiwaniu wyjścia z tej okrutnej rzeczywistości. Co jeśli jest jednak jakiś powód, dla którego zostali tam umieszczeni?
„DRESZCZ jest dobry”, napisała ta, która zapoczątkowała koniec.

Powieść pana Dashnera, podobnie jak świat który stworzył, została znakomicie dopracowana.  Może nie jest to bardzo wymagająca lektura, jednak język, którym została napisana, doskonale odwzorowuje świat Labiryntu. Autor stworzył nowy slang młodzieżowy, którym posługują się streferzy, a czytelnik oswaja się z nim strona za stroną, śledząc losy Thomasa. To właśnie z jego perspektywy obserwujemy losy mieszkańców Labiryntu. 
Wartka akcja i zaskakująca fabuła to kolejne, z bardzo licznych plusów powieści. Kiedy już raz zacznie się czytać, za szybko nie będzie dało się oderwać. Nie jesteśmy również w stanie przewidzieć tego, co za chwilę się wydarzy, czy wyłapać rozwiązania tej łamigłówki. Dlatego z zapartym tchem czytamy aż do ostatniej strony i zaskoczeni nagłym zakończeniem, nie umiemy doczekać się kolejnej części.

„-Więc po co w ogóle zawracać sobie głowę wychodzeniem do labiryntu?
Minho spojrzał na niego.
- Po co zawracać sobie głowę? Ponieważ to jest gdzieś tutaj. I musi być jakiś powód. Ale jeżeli wydaje ci się, że znajdziemy ładną małą bramę, która zaprowadzi nas do Szczęśliwic, to jesteś parującym krowim klumpem.
Thomas patrzył przed siebie, czując tak wielki ogrom przytłaczającej go bezradności, że o mało się nie zatrzymał.
- Do dupy w tym wszystkim.
- To najmądrzejsza rzecz jaką powiedziałeś, świerzuchu.”


Na zakończenie mogę powiedzieć, że „Więzień Labiryntu” zdecydowanie i ostatecznie przekonał mnie do dystopii. Połączenie naturalnej Michaelowi Grantowi „schizowości” (jak zwykłam to nazywać) wraz z poważnymi tematami Igrzysk Śmierci, zdecydowanie mnie zachwyciło. Tak więc, mimo że postanowiłam oceniać książki nieco ostrzej niż dotychczas, nie miałabym serca tej lekturze przyznać oceny niższej niż 9/10, bo choć ostatnio niełatwo mnie zaskoczyć, ta książka okazała się na prawdę nieprzewidywalna. Polecam, jak najbardziej polecam :)

Moja ocena: 9/10

środa, 29 sierpnia 2012

Taki mały, skromny stosik...

Na zakończenie wakacji takie miłe zdobycze książkowe :)
Zdjęcie może nie najlepszej jakości, bo robione na szybko telefonem, ale mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe. Ostatnio nie umiem się dogadać z moim aparatem ;)


 Od góry:
1. 4.50 z Paddington- Agatha Christi
2. Życie, które znaliśmy- Suzan Beth Pfeffer
3. Pamiętnik Narkomanki- Barbara Rosiek
4. Wariant- Robison Wells
5. Pamiętnik- Nicholas Sparks
6. Służące- Kathryn Stocket
7. Więzień Labiryntu- James Dashner
8. Żelazny Cierń- Caitlin Kittredge

Oraz zdobycz, z której jestem najbardziej dumna- The Hunger Games (wersja anglojęzyczna, czyli przyjemność połączona z nauką języka :D)



Więźnia Labiryntu zdążyłam już przeczytać i na dniach możecie spodziewać się recenzji tej oto książki. Na razie powiem tylko tyle- jest to połączenia Michaela Granta ze wspaniałą antyutopią Igrzysk Śmierci, czyli naprawdę schizowa mieszanka, z którą zetknęłam się w ostatnim czasie. Jak najbardziej pozytywnie :D

I na koniec taki mały świt, widoczny z samolotu. Ja jestem totalnie oczarowana tą małą nagrodą za to, że nie uciekłam tuż przed odlotem (panicznie boję się tych latających urządzeń xD)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Cień Węża- Rick Riordan






"Ostrzeżenie: 
Niniejszy tekst jest zapisem nagrania. Jakkolwiek czuję się zaszczycony nieustającym zaufaniem, jakim darzy mnie rodzeństwo Kane'ów, muszę Was ostrzec, że trzecie i ostatnia opowieść jest najbardziej niepokojąca z dotychczasowych. Przeczytajcie, a sami się przekonacie dlaczego."







SADIE.
Zabawna sytuacja. Dopiero co przywróciliśmy do życia nadzwyczajnego boga słońca Ra, który tak nawiasem mówiąc okazał się zgrzybiałym starcem i jest dosłownie w niczym niepomocny  [daj spokój Carter, nazywajmy rzeczy po imieniu..], a teraz okazuje się, że zostały nam mniej więcej trzy dni do końca świata. A co jest w tym wszystkim najlepsze? To, że to właśnie ja z moim kochanym bratem, będziemy musieli temu wszystkiemu zapobiec. Świat coraz bardziej pogrąża się w chaosie, wąż Apopis zdołał się uwolnić i nie daje nam spokoju. Magowie są podzieleni, ta większa część oczywiście chce nas zabić, ale to tylko jeden z mniejszych problemów na naszej głowie. Bogowie znikają, podobnie duchy. Ale głowa do góry, tutaj ja i Carter wkraczamy do akcji. Jest oczywiście jeszcze Walt… Osobiście nie chciałam, by się w to jeszcze bardziej mieszał, staje się coraz słabszy i… no w każdym bądź razie jest uparty, a ja sama w tej kwestii nic nie wskóram. Jak widzicie, mamy dosyć intensywne dni przed sobą, ale być może znaleźliśmy pewne rozwiązanie. Oczywiście jest ono bardzo ryzykowne, ale przy odrobinie szczęścia może się nam udać…


CARTER.
Tym radosnym akcentem Sadie zakończyła swoją część opowieści, przekazując mi mikrofon w takim momencie, aby moja historia wydawała się nudna. [Dzięki siostruś].
Niestety nie mogę powiedzieć, że myliła się w kwestii ogólnej sytuacji. Nie jest dobrze, ale postaramy się nagrywać wszystko co nam się przydarzyło. Dzięki temu będziecie mogli za pomocą tego prostego mechanizmu odsłuchać wszystko to, co chcielibyśmy Wam opowiedzieć. Zabawne w jaki sposób takie proste urządzenia mogą się przydać, nawet jeśli nadchodzi koniec świata. Zabezpieczone kilkoma hieroglifami… (Sadie mówi, że zanudzam Was opisując działanie hieroglifów… no dobra].  Zresztą jeśli dojdzie do Was to nagranie, to z góry przepraszamy Was za wszelkie niedogodności związane z końcem świata. Wszelkie trzęsienia ziemi, huragany i temu podobne, to najprawdopodobniej nasza wina.


SADIE.
[Oh Carter daj ten mikrofon, potwornie zanudzasz].
Mój kochany brat wytłumaczył Wam (na swój sposób) jakie nieprzyjemności wiążą się z końcem świata. Na szczęście będziemy się jednak zmieniać w opowiadanej historii, bo chyba zanudziłby Was na śmierć. Czasem jednak muszę przyznać, że Carter potrafi być również zabawny, a często jego historie są znacznie bardziej niebezpieczne i ciekawsze od moich [tak, Carter, wreszcie przyznałam Ci rację]. Tak więc nie zrażajcie się od razu na wstępie, potrafi być równie uroczy, co denerwujący. I niestety często zna się na tych wszystkich skomplikowanych „boskich” wynalazkach lepiej niż ja. Oczywiście nigdy nie dorówna mi w magii, już ja o to zadbam. Najważniejsze jednak, byśmy wszyscy przeżyli koniec świata. Potem będziemy mogli się dopiero pośmiać z tych nagrań i przesłuchać jeszcze raz tych przerażających przygód, w których braliśmy udział.


CARTER.
Przyznam, nie spodziewałem się takiego wywodu po Sadie, chociaż nie do końca zrozumiałem połowe jej chaotycznego bełkotu. Zazwyczaj nie jest również taka miła i ma raczej cięty język. Wracając jednak do tematu nagrań, wysyłamy je do zaufanego pisarza, który przytoczy Wam naszą opowieść w bardziej przystępnym i mniej chaotycznym języku.
Tak więc jeśli dostaniecie książkę, gratulujemy- przeżyliście koniec świata!



______________
Tym razem postanowiłam napisać recenzję w nieco innej formie. Chciałam, aby Carter i Sadie sami zachęcili Was do przeczytania tej książki. Cienia Węża polecam Wam ogromnie, nie mogę powiedzieć o niej ani jednego złego słowa. Styl pisania autora nadal jest na bardzo wysokim poziomie, a humor i wartka akcja powieści nie są jej jedynymi plusami. Tak więc zapraszam serdecznie do serii "Kroniki rodu Kane", nie zawiedziecie się!

Moja ocena: 9+/10 (zdecydowanie zasłużone!)

niedziela, 26 sierpnia 2012

[delirium]- Lauren Oliver



„Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś na nią zachorować?”


Każdy z nas ma z nią [miłością] kłopoty. Większość z nas uważa ją za coś pięknego. Powstaje również wiele książek na jej temat. Co jednak wyróżnia „Delirium” spośród tysiąca innych książek? Co sprawia, że właśnie ta dystopia wzbudziła aż takie zainteresowanie czytelników i odniosła taki sukces? Właśnie aby odpowiedzieć na te pytania, sięgnęłam po Delirium. Skoro tyle bloggerek z zachwytem opisuję tę książkę, musi być z niej coś wspaniałego, prawda?




Mówili, że bez [miłości] będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na [miłość] sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam. Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez
ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie.


Dawniej wierzono, że [miłość] jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię [miłości] ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.

Potem wynaleziono lekarstwo na [miłość]…


Jak wyróżnić dobrą książkę wśród tysiąca innych? Jak sprawić, aby czytelnicy zechcieli przeczytać dzieło autora? Z pewnością potrzebny jest dobry, często niebanalny temat, który zachęci ludzi, aby sięgnęli po to, a nie inne dzieło. Ostatnio tematem przewodnim wielu książek stała się miłość. Czy nie jest już jednak przereklamowana? Na to pytanie próbowało dać odpowiedź wielu autorów, niewielu jednak udaje się wybić w podobnej tematyce. "Delirium" jednak odniosło pod tym względem ogromny sukces. Książka dotarła do czytelników, którzy w mig pochłaniają lekturę i zachwycają się jej niebanalną tematyką. Trzeba przyznać Lauren Oliver, że podołała zadaniu. Stworzyła nowy świat, nowy system prawny- zupełnie nową rzeczywistość. W której nie ma miejsca na [miłość]. Można by się zapytać- Jak to? Przecież miłość w naszym życiu stała się wręcz codziennością. A jednak, czy miłość może być chorobą umysłową? Podczas czytania powieści pani Oliver można całkiem poważnie zastanowić się nad tym pytanie, a to już wystarczy, aby książka wzbudziła tak spore zainteresowanie.

Amor deliria nervosa… Nie kryjmy, większość z nas chciałaby się zarazić tą chorobą. W tym państwie jednak jest to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić.  Remedium. To jedyny sposób, aby choroba się nie rozprzestrzeniała. Wiele osób boi się zabiegu, ale większa część po prostu nie może się go doczekać. Jest to jedyny skuteczny sposób na powstrzymanie choroby, na powstrzymanie delirii. Tak twierdzą władze i naukowcy.

„Najgorsze ze wszystkich chorób są te, 
które pozwalają człowiekowi uwierzyć, że ma się dobrze”


Zaczynając czytać książkę miałam nadzieję na coś wielkiego. Po przeczytaniu tylu pozytywnych recenzji, miałam wrażenie, że będzie to coś zupełnie nowego, wyróżniającego się od pozostałych powieści. Niestety się myliłam. Choć temat jest bardzo dobry, a wykonanie również niczego sobie, książka mnie do siebie nie przekonała. Dlaczego? Powiem tak, wielokrotnie odkładałam ją w środku rozdziału, ba, momentami wydawała mi się nużąca, pospolita, a nawet przewidywalna. Praktycznie przez całą lekturę miałam wrażenie, że wiem co się zaraz wydarzy i dopiero sama końcówka zdołała mi zaimponować. Przyznam, że nie spodziewałam się tak nagłego i zaskakującego zakończenia. Dopiero wtedy napłynęły mi do oczu łzy i uświadomiłam sobie, że będę musiała przeczytać następną część, choćby nie wiem co.


Odkąd przeczytałam książkę, zastanawiałam się, co jeszcze mi przypomina. Wiedziałam, że wcześniej przeczytałam coś podobnego i w końcu na to wpadłam. „Dobrani”. Właśnie do tej książki wydawało mi się podobne Delirium, a im dłużej nad tym myślę, tym więcej podobieństw zauważam.

To chyba wszystko do czego mogłabym się przyczepić. Książka jest bowiem bardzo ładnie napisana, ma znakomitą oprawę graficzną,przekazuje również uniwersalne prawdy, które skłaniają czytelnika do głębszych przemyśleń. Trzeba również powiedzieć, że autorka bardzo przekonująco ukazała nam miłość jako chorobę i za to najbardziej ją szanuję.

Myślę, że wielu osobom może się książka spodobać. Ze względu na charakter emocjonalny, każdy odbierze ją po swojemu, więc chociaż ja się zawiodłam, myślę, że warto dać szansę tej dystopii :) Ja w każdym bądź razie na pewno zabiorę się za kolejną część, bo po takim zakończeniu, grzechem byłoby tego nie zrobić.

Moja ocena: 7/10

sobota, 25 sierpnia 2012

Wyrzutki- John Flanagan


 
 Kiedy na półkach księgarni pojawia się kolejna książka jednego z ciekawszych autorów literatury młodzieżowej ostatnich lat, trudno byłoby po nią nie sięgnąć. Czytelnicy, którzy zdążyli już wcześniej poznać styl, z jakim pisze John Flanagan, zapewne niewiele myśląc sięgają po jego książki, nie wspominając już o tym, że zagłębiając się w tę lekturę, będą mogli śledzić losy kolejnej (dobrze znanej fanom literatury Flanagana) krainy- Skandii. Na słowa zachęty dodam, że mimo nieciekawej oprawy graficznej, którą szczerze powiedziawszy można się zniechęcić, że z Johnem Flanaganem możemy już z samego początku połączyć dobry humor i znakomicie rozbudowaną fabułę. Tak więc zamiast się zawczasu zniechęcać, proponuję samemu zajrzeć do „Wyrzutków”.


Mając już wcześniej do czynienia z autorem, czytelnik szybko przyzwyczai się do jego niezwykle przystępnego stylu pisania. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie jest to lektura dla bardzo wymagającego czytelnika, który oczekuje od książki niezwykle poetyckiego języka i głębokich metafor. Nie, „Wyrzutki” jest czymś w rodzaju wspaniałej bajki, historii, która wciąga, jest przyjemna i jest idealną lekturą na wakacje, czy wolną chwilę. Podczas czytania czytelnik przenosi się w odległe krainy, których zwyczaje bardzo różnią się od naszych przyzwyczajeń. Skandia jest bowiem krajem wojowników, w którym odwaga i poświęcenie są nie tylko mile widziane, są wymagane. Chłopcy szkoleni są od dzieciństwa po to, aby przynieść chwałę sobie i swojej ojczyźnie. Zaczyna się również selekcja. Nastolatkowie dzieleni są na drużyny, są poddawani ciężkim próbą i szkoleni na dobrych wojowników. Zaczyna się ostra rywalizacja, wszyscy wiedzą, że od tej próby zależą ich dalsze losy. Na drodze czeka jednak wiele przeszkód i prywatnych potyczek poszczególnych członków drużyn. Niestety duma skirla często równa się niepowodzeniu całej grupy…
Co trzeba przyznać autorowi, każdy bohater, którego on tworzy, ma w sobie coś niepowtarzalnego. Hal, syn poległego w walce skandyjskieo bohatera i aralueńskiej matki, nie ma łatwo w świecie wojowników. Nie odziedziczył po ojcu ciężkiej postury, czy imponujących mięśni, a rówieśnicy bardzo dobrze się bawią, szydząc z mniejszego i słabszego od siebie. Kiedy nagle chłopak zostaje skirlem drużyny, nikt nie ma wątpliwości co do tego, kto zajmie miejsce przegranych. W nietuzinkowej grupie „tych niechcianych” znajdują się jeszcze kłótliwi bliźniacy, którzy nigdy nie mogą dojść do porozumienia, Jesper, zwykły złodziejaszek, Ingvar o bardzo kiepskim wzroku, oraz najlepszy przyjaciel Hala- Stig. Stig, choć może bardzo silny i odważny, bardzo szybko daje wyprowadzić się z równowagi, co jest jego podstawową wadą.  Czy uda im się dowieść, że jednak stać ich na więcej niż pewnych siebie rówieśników? Wszyscy w nich wątpią, jednak pomysłowość jest bardzo ważną cechą dobrego wojownika, a tego akurat nie brakuje drużynie Hala.

Pomysłowość. Jest to również cecha, której nie brakuje autorowi. Skandyjskie klimaty i przeżycia bohaterów potrafią pochłonąć czytelnika w całości. Cała książka podzielona jest na kilka części, które opowiadają różne historie, ściśle ze sobą powiązane. Trudno powiedzieć, czy powinno się to uznać za plus, czy za minus, kwestia gustu. Natomiast wielkim plusem powieści jest jej zakończenie. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. John Flanagan w każdej ze swoich książek buduje znakomite i zaskakujące zakończenie, a i tym razem nie było inaczej.
Nie mogłabym nie wspomnieć tutaj o jeszcze jednej sprawie, a mianowicie podobieństwu pomiędzy Drużyną, a serią Zwiadowcy. Mogłabym wymienić kilka drobnych, ale nieistotnych rzeczy, które mi, jako niesamowicie zaczytanej w Zwiadowcach czytelniczce, rzuciły się w oczy. Warto tutaj wspomnieć o cechach postaci, które są dosyć mocno podobne do bohaterów poprzedniej serii Johna Flanagana. 

Osobiście świetnie bawiłam się czytając "Wyrzutki". Powiem nawet, że jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Johna Flanagana, a tych którzy jeszcze autora nie zdążyli poznać, serdecznie do tego namawiam. Ta książka to świetna ku temu okazja :)


Moja ocena: 8/10


niedziela, 5 sierpnia 2012

Wyniki konkursu :)

Zawsze denerwowały mnie długie wstępy, które poprzedzały wyniki konkursów. Tak więc od razu przechodzę do rzeczy. Szczególnie spodobały mi się trzy prace: wiersz od Dizzy, opowiadanie od Jasmine oraz odpowiedź od Kingi. Wśród tych trzech prac wraz z moją przyjaciółką Laurą wybrałyśmy pierwsze miejsce...

A wygrywa Jasmine! Za oryginalność w temacie i formie odpowiedzi konkursowej. Pamiętnik był naprawdę świetnym pomysłem, był bardzo klimatyczny i z zaciekawieniem czytałam do samego końca (szczerze powiedziawszy właśnie zakończenie spodobało mi się najbardziej xD).

Muszę jednak przyznać, że długo się wahałam, gdyż pozostałe prace były naprawdę dobre. Postanowiłam jednak wybrać te, które była naprawdę oryginalne i wyróżniały się spośród pozostałych siedemnastu, które przyszły. Jeśli chodzi o temat, przyznam, że najbardziej zaskoczyła mnie Kinga, która "chciałaby wejść" do Biblii. A wiersz od Dizzy był również świetnym pomysłem i bardzo mi się spodobał. Bardzo chciałabym nagrodzić również je obydwie, jednak na obozie wydałam wszelkie pieniądze na jedzenie i nie mam jak wyczarować prezentów niespodzianek.



A na koniec przedstawiam Wam pracę Jasmine. Czy Was również tak urzekła jak mnie? Czy wiecie do jakiej książki chciałaby "wejść"? ;)



Drogi Pamiętniku!
                  
Byłam dziś w innym świecie. Dosłownie. Na początku sądziłam, że to jedynie złudna rzeczywistość snu, ale nie. To coś więcej. Ja tam byłam naprawdę.
Otworzyłam oczy na mokrej od rosy trawie w środku pustkowia. Wszędzie rozpościerała się nienaturalnie gęsta i nieprzezroczysta mgła. Gdzieś z oddali dochodziła muzyka orkiestrowa. Szybko podniosłam się i zaczęłam zmierzać w kierunku, z którego płynęła.
Im głośniejsza stawała się muzyka, a ja zbliżałam nieuchronnie do jej źródła, tym dziwniejsze stawało się otoczenie. Wokół okrążyły mnie złowróżbnie wyglądające krzewy i pnące się ku górze w groźnych kształtach rośliny. Szłam wciąż przed siebie, choć oddech mi przyspieszył i spłycił się. Muzyka jednak prowadziła mnie, a im bliżej niej się znajdowałam, tym częściej dziwne rośliny zaczęły przeradzać się w ciernie. W końcu nieopacznie znalazłam się w samym labiryncie posplatanych cierni. Chciałam zawrócić, ale z niepokojem spostrzegłam, że ścieżka, którą przyszłam, zmieniła się nie do poznania. Już nie mogłam być pewna, gdzie iść.
Muzyka stała się teraz o wiele głośniejsza i omal natrętna. Skierowałam więc kroki ku niej, ale ostatnie metry musiałam pokonać czołgając się, gdyż ciernisty baldachim nie pozwalał na pionowe poruszanie się. Gałęzie ciernistego płotu szarpały mi ubranie, dosięgały moich włosów, które zaczepiały się o nie co chwilę, dziurawiły materiał na moim ciele i przebijały boleśnie skórę. Ręce miałam zanurzone w ziemi, ale mimo to nie brudziły się ani trochę.
Przedzierałam się przez ten gąszcz cierni jeszcze długo, zupełnie jakby mnie tu nie chcieli, ale przecież nie specjalnie tu przyszłam. Gdy tylko to pomyślałam moim oczom ukazało się światło. Ruszyłam tam, podczołgując swoje ciało i wydostałam z labiryntu, by stanąć przed ciemną tonią wody. Chwiejnie ruszyłam w tamtą stronę, a gdy zajrzałam w nią, omal nie wpadłam do środka. Moja twarz nie była moją twarzą! Miałam złote pukle wijące się na plecach, pełne, wydatne usta i hipnotyzujące, błyszczące oczy. Wzdrygnęłam się i zatoczyłam do tyłu, wpadając na coś twardego. Obróciłam się i wstrzymałam oddech.
- A więc przyszłaś, Theio. Myślałem, że już cię tu nie zobaczę.
Na dźwięk męskiego głosu przeszyły mnie ciarki. Młody mężczyzna ubrany w czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze, skłonił się nisko. Jego głowę przyozdabiał kruczoczarny cylinder. Podszedł do mnie i uśmiechnął się upiornie tajemniczo. Wzdrygnęłam się na ten widok. Jego ciemne oczy przeszywały mnie na wskroś. Szybko założyłam ręce na wysokości piersi, by ukryć drżenie dłoni.
- Tak się cieszę, że przyszłaś. Od początku miałem taką nadzieję, ale nie ośmieliłbym się ciebie oczekiwać.
Sięgnął za plecy i wydobył czarną jak noc różę. Podał mi ją, a moje dłonie odebrały ją, jakby pogrążone w hipnozie. Róża nie miała ani jednego kolca.
Z obawą zaglądnęłam w te jego ciemne źrenice i ledwo mogłam złapać oddech. Jego oczy były jak czarne otchłanie, w których nieuchronnie tonęłam. Czułam się, jakbym spadała i nigdzie nie mogła znaleźć oparcia.
Nagle odwrócił się, a za jego plecami dostrzegłam stolik, którego jeszcze przed chwilą tu nie było. Kiedy więc sięgnął po kielich wina, odwróciłam się na pięcie i uciekłam.
Niebo przybrało barwę popiołu. Niepokojące było jednak uczucie, że nigdy nie rozświetla go słońce. Otoczenie nagle znów zawirowało i znalazłam się na rozległym trawniku. Gdzieś po drodze zgubiłam czarną różę. Moim oczom ukazała się altana opleciona cierniem, na którego gałęziach ustawiono świece. Widok przerażająco piękny.
Spojrzałam na biesiadników siedzących przy stołach. Pojawili się znikąd. Prowadzili przyciszone rozmowy, ale ich usta nie poruszały się. Podbiegłam do niedużego chłopca siedzącego do mnie tyłem. Zdyszana dotknęłam jego ramienia, a kiedy się odwrócił, wrzasnęłam przerażona.
Nie miał twarzy. Jego usta były zaszyte tak samo jak oczy. Miał tylko ciało bez rysów jak pozostali z towarzystwa.
Z największym trudem chwytając urywany oddech, odsunęłam się jak najdalej. I wtedy usłyszałam dwa klaśnięcia, a gotycka muzyka znów rozbrzmiała w mglistym powietrzu.
- Wyglądasz czarująco. – powiedział niskim głosem młodzieniec, od którego uciekałam.
- Co się dzieje? – jęknęłam przestraszona.
Gospodarz przyjęcia zachmurzył się na moment, ale zaraz ponownie przybrał wytworną maskę na twarz. Uśmiechnął się, a ja zachwiałam się jednocześnie przerażona i urzeczona.
Zaczął otaczać mnie powoli, a ja mimowolnie podążyłam za jego płynnymi ruchami w takt grającej muzyki.
- Kim jesteś? – zapytałam się, bojąc odpowiedzi.
Podniósł rękę, a przy jego boku znalazła się nagle jedna z młodych dziewczyn bez twarzy. Przyciągnął ją ku sobie i nachylił się nad jej uchem.
- Jestem Haden. – wyszeptał, a ja poczułam jego ciepły oddech przy swojej skroni.
Drżąc na całym ciele, zatrzymałam się i wpatrzyłam w tajemniczego chłopaka.
- Theio… - skłonił lekko głowę i wyciągnął do mnie rękę. Pełna obaw schwyciłam ją, a wtedy pociągnął mnie ku sobie.
Kiedy nasze ciała zetknęły się ze sobą, poczułam nieziemską mieszankę namiętności i strachu. Obrócił mną w tańcu i popłynęliśmy w zmysłowym, subtelnym walcu.
Raptem wokół nas zebrali się wszyscy biesiadnicy i łącząc w pary, otoczyli nas, zataczając koło. Znaleźliśmy się z Hadenem w samym jego środku.
Nie spuszczał ze mnie oczu i ja spoglądałam na niego. Wydawało się, jakby czas istniał gdzieś obok, a my zamknięci w objęciach nie odczuwaliśmy go wcale. Nagle Haden zlustrował mnie z góry do dołu i z żalem opuścił oczu na moje usta. Zanim ich jednak dotknął przeniósł ostatni raz intensywne spojrzenie, zaglądając mi w oczy i wtedy to poczułam.
Świat zawirował, a pod nogami poczułam pustą przestrzeń. Bojąc się, że w nią spadnę, zacisnęłam mocniej palce na ramionach chłopaka. Widząc, jak znika mi sprzed oczu, spróbowałam objąć go jeszcze mocniej, ale to on przyciągnął mnie do siebie i nim pochodnie zapłonęły jaśniejącym światłem, a ciernie pochłonęły migotliwe świece, usłyszałam przy uchu jego szept:
- Wrócisz tu, prawda? Obiecaj, że wrócisz do mnie.
Potem obudziłam się we własnym łóżku.
Następuje kolejna noc po tamtych wydarzeniach. Serce łomocze mi w piesi jak oszalałe, jakby chciało wyskoczyć z niej i uciec, zostawiając mnie samą. Czuję bolesne zniecierpliwienie i podekscytowanie, a jednocześnie boję się. Boję się znów zasnąć.

P.S. Mój Pamiętniku, nie mów tego nikomu. Mam powód, by myśleć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę. Wczoraj znalazłam na poduszce w swoim łóżku czarną różę. Nie miała kolców.

***

Jasmine, napisz mi na maila twój adres, to wyślę Ci książkę :) Czekam do tygodnia, bo potem jadę do Hiszpanii, a stamtąd raczej ciężko będzie wysłać książkę :D