czwartek, 30 maja 2013

Chwila dla klasyki.

Czasem warto poświęcić chwilkę klasykom, nawet jeśli na półkach księgarni pojawiają się coraz to nowsze pozycje. Jak to się stało, że przy ogólnym braku czasu (a uwierzcie, że wyjście na satysfakcjonującą ocenę z fizyki, która będzie widniała na świadectwie maturalnym, wcale nie jest prostym zadaniem) sięgnęłam po kilka wspaniałych pozycji, które już dawno temu weszły do klasyki literatury? Trochę ze szczerej ciekawości tymi nowymi klimatami, trochę z przymusu, bowiem dwie z nich musiałam przeczytać po angielsku jako lekturę szkolną, oraz trochę również przez znudzenie powtarzającymi się schematami we współczesnej literaturze. Nie zrozumcie mnie jednak źle- uwielbiam wszelkiego rodzaju dystopie, antyutopie, paranormale i inne tego typu książki, tym razem chciałam sięgnąć jednak po coś zupełnie dla mnie nowego. Tak więc do widzenia fantastyko, chwilowo przejawiam szczególną fascynację realizmem.


O książce Salingera słyszałam już dawno temu, jednak pierwszą styczność miałam z nią całkiem niedawno, kiedy tata przyniósł mi ją do pokoju i powiedział, że powinnam przeczytać. Wydanie z roku 1993 dodatkowo nadaje niesamowitego klimatu, więc czytanie książki było o wiele przyjemniejsze.
Pierwszy przymiotnik opisujący tę książkę, który przychodzi mi na myśl, to "przygnębiająca". Tak, to była dosyć przygnębiająca historia szesnastolatka Holdena Caulfielda, czyli chyba jednego z najbardziej ponurych ludzi o jakich czytałam. Choć wiecie co? Polubiłam go. Chłopak był nadzwyczaj inteligentny, podobnie jego przemyślenia.
Akcja zaczyna się w momencie, kiedy Holden wylatuje z czwartej szkoły z kolei, jednak nie dlatego, że jest zbyt głupi by zdać do następnej klasy, nic bardziej mylnego. Chłopak nie umie pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością oraz oraz perfidnym zakłamaniem, postanawia więc uciec ze szkoły i opisuje swoje przygody w Nowym Jorku.
Często można usłyszeć komentarze, że książka propaguje palenie papierosów, picie alkoholu przez nieletnich oraz tym podobne rzeczy. Nic dziwnego, książka ta od samego początku wzbudzała liczne kontrowersje oraz wywarła ogromny wpływ na ówczesne pokolenie (ba, nadal wpływa na czytelników). Wydana w 1951 roku w Stanach jednoczonych książeczka odniosła ogromny sukces i do dzisiaj jest bardzo poczytną książką na całym świecie.
Na co zwraca uwagę czytelnik kiedy zaczyna czytać "Buszującego w zbożu"? Przede wszystkim na język w jakim powieść została napisana. Od razu odnosimy wrażenie, że to właśnie owy chłopak, Holden, pisze pamiętnik. Zdania są dosyć krótkie, raczej proste oraz czasem wulgarne, co jest jednak specjalnym zabiegiem stylistycznym autora. Można by dodać, doskonałym zabiegiem stylistycznym, choć nie wszyscy się tu ze mną zgodzą. Jednak właśnie dzięki temu łatwiej jest się wczuć w postać głównego bohatera i zdecydowanie dodaje to klimatu lekturze.
Książka Salingera jest świetną pozycją dla wszystkich, mimo iż wprowadza ona raczej pesymistyczny nastrój. Jest dojrzałą lekturą, przez którą zaczynamy analizować otaczający nas świat oraz myśleć nad tematami, które wcześniej by nam do głowy nie przyszły. Nie jest to więc książka dla bardzo młodych osób, ale za to jest świetną lekturą szkolną (choć nieobowiązkową).
Mi na pewno przypadła do gustu, polcam dać jej szanse.

"- Ty w ogóle nic nie lubisz.
Kiedy to powiedziała, ogarnęło mnie jeszcze gorsze przygnębienie.
- Właśnie że lubię. Tak, lubię. Na pewno. Nie mów tak. Po kiego diabła mówisz takie głupstwa.
-Mówię, bo tak jest. Nie lubisz żadnej szkoły. Nie lubisz miliona rzeczy. Nic nie lubisz."



Ostatnio głośno jest o filmie "Wielki Gatsby", jednak to nie dlatego sięgnęłam po książkę. Powód ku temu był inny- była to moja szkolna lektura z angielskiego. Myślałam, że przeczytanie tej pozycji po angielsku mnie przerośnie, jednak okazała się "do przeczytania", chociaż język na prawdę nie był łatwy. Nie jest to gruba powieść, więc czyta się bardzo szybko, szczególnie zważając na to, że po angielsku czytam tak z dwa razy wolniej niż po polsku, a i tak nie zajęło i to wiele czasu. Co mi pomogło w czytaniu, skoro musiałam pokonać pewne bariery językowe? Piękna fabuła. Książka opowiada naprawdę piękną historię miłości, jednak nie tą z rodzaju niesamowicie szczęśliwych i przewidywalnych, jak to na ogół bywa. O czym jest ta historia? O Gatsbym, czyli jednym z największych optymistów oraz ludzi obdarzonych nadzieją, o jakich można przeczytać. O miłości większej niż wszystko inne oraz często naiwnej chęci spełniania marzeń. Jest to ujmująca historia o bardzo przejmującym zakończeniu. Warto zapoznać się z nią, niezależnie czy będzie to najpierw książka, czy film. Osobiście zapoznałam się i z tym i z tym, a wrażenia po obydwu wersjach były niesamowite. Można dyskutować nad tym, czy filmu nie "przedobrzyli" i czy nie był przesadzony, jednak historia była równie ujmująca jak ta opisana w książce, a film nie odbiegał od niej znacznie.
Nie chcę zdradzać więcej o tajemniczym Gatsbym, niech pozostanie on taką zagadką jak to było na początku powieści. Jeśli chcielibyście jednak dowiedzieć się o tym tajemniczym człowieku czegoś więcej, zajrzyjcie na strony książki. Pewnie się nie zawiedziecie.





Portret Doriana Graya... Szczerze powiedziawszy słyszałam opinie, że książkę dużo gorzej czyta się po polsku niż po angielsku, więc może miałam szczęście, że trafiłam na anglojęzyczną wersję. Jako lektura szkolna... no cóż, wiadomo jaki zapał mają uczniowie do czytania lektur, nie mniej jednak ta mi się spodobała. Momentami bardzo się dłużyła, a na początku nie umiałam zrozumieć do czego to wszystko zmierza i o co chodzi. Później jednak byłam to oburzona, to zdziwiona i na pewno nienawidziałam mądrego Lorda Henrego, który tak bardzo wpłynął na Doriana. Szczerze powiedziawszy chyba własnie ta szczera niechęć do tej osoby tak mnie przyciągnęła do książki- nigdy się z nim nie zgadzałam i dzęiki temu wyrobiłam sobie własne stanowisko, co trzymało mnie przy książce do samego końca. Nie pamiętam również kiedy ostatnio czytałam o takiej zmianie bohatera (chyba to było w "Makbecie", ale to nie jest dobre porównanie do Doriana). Szokująca przemiana Doriana oraz sama końcówka były dosyć pesymistycznym aspektem książki, szczególnie iż mówi się że książka jest autobiografią autora.
Nie do końca wiem jak ocenić tę książkę. Sama pewnie bym po nią nie sięgnęła, ale cieszę się, że wpadła mi w ręce. Jest to doskonała pozycja do przemyśleń, a to chyba w książkach lubię najbardziej. Tak więc lekturę uważam za jak najbardziej wartościową i sądzę, iż warto przez nią "przebrnąć".


Wiecie co jest podobne w tych trzech książkach? Żadna z nich nie miała pięknego happy endu i nie była powieścią z rodzaju słodkich, romantycznych i pozytywnych. To mi się chyba w nich najbardziej podobało. To najbardziej skłaniało do przemyśleń.



7 komentarzy:

  1. Muszę się skusić na dwie pierwsze :) Graya mam za sobą i mnie się bardzo podobał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najsłabiej w tym zestawieniu wypada "Buszujący w zbożu" - pozycja niezła, ale spierałabym się co do tego czy jest to klasyk :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Posiadam wszystkie te pozycje i wstyd mi, że jeszcze po żadną z nich nie sięgnęłam :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tych tytułów znam tylko Doriana i jestem tą książką oczarowana. Reszta w planach - mam nadzieję, że niezbyt odległych ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam dwie pierwsze książki i "Buszujący..." kompletnie mi się nie spodobał, za to "Wielki Gatsby" przeogromnie mnie oczarował, świetna książka! Doriana mam na półce, jednak jeszcze nie czytałam. ;)
    Właśnie zerknęłam na soundtrack filmu "Wielki Gatsby" (jeszcze go nie oglądałam), bo nie mogłam uwierzyć, że jest w nim Lana Del Rey... i aż musiałam się przeżegnać.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Buszującego w zbożu" czytałam dawno temu ale odebrałam tę książkę pozytywnie z tego co pamiętam, "Wielkiego Gatsby'ego" przeczytałam niedawno i bardzo mi się podobał, trzeciej książki nie znam ale na pewno kiedyś przeczytam, w końcu to klasyka a ja klasykę lubię :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. fajnie tutaj u Ciebie ;-) Lubie czytać twoje wpisy :))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy dodany komentarz, dodaje on również poczucie dowartościowania :)